Grzegorz Hermann
Ten, co zawiść budził, że go każda fala niesie.
Imię/imiona: Grzegorz
Nazwisko: Hermann
Data urodzenia: 27.12.1988
Miejsce urodzenia: Warszawa - Mokotów
Miejsce zameldowania: Warszawa - Praga Południe
Uczelnia: Akademia Muzyczna
Kierunek: instrumentalistyka - fortepian; dyrygentura, kompozycja i teoria muzyki - kompozycja
Rok: pierwszy magisterki (4); trzeci licencjackich (3)
Tryb: dzienne
Stypendium: ministerialne
Piętro akademika: siódme
Numer pokoju: 704
Praca: solista Filharmonii Wrocławskiej, recenzent w poczytnym tygodniku publicystycznym
Biografia
Pan Grzegorz urodził się paskudnego dnia niedługo po Świętach Bożego Narodzenia roku pańskiego tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego jako pierwsze i nieostatnie dziecko siedemnastoletniej wtedy licealistki Katarzyny Klimaszewskiej i starszego o sześć lat niemieckiego przybysza z Torunia, młodego biznesmena i spadkobiercy fortuny rodziców Franza Hermanna. Zaraz po nim na świat przyszła Magdalena, która musiała być bardzo dominującym płodem, bo Grześ przez czas jakiś był małym warzywkiem i teoretycznie nie powinno go być wśród nas. Postanowił jednak zaszczycić ludzkość swoją obecnością i wygrzebał się ze wszystkiego, pokazując przy okazji wała wszystkim panom doktorom. Od urodzenia jest niewidomy i przeszkadza mu to w życiu jakieś sto siedemdziesiąt cztery razy mniej niż katar o przeciętnym nasileniu. Wcześniej przeszkadzało mu jakieś pięćdziesiąt dziewięć razy mniej niż katar o przeciętnym nasileniu, ale ogarnął i udoskonalił swoją zdolność do echolokacji i został człowiekiem-delfinem, co sobie bardzo chwali i poleca wszystkim. Ale to się już zagalopowaliśmy do czasów późnych lat dziewięćdziesiątych, pomijając przy okazji wiele ciekawych wydarzeń, dlatego teraz grzecznie wracamy. Panie z prywatnego przedszkola zajmowały się głównie rozpływaniem się nad urokiem, z jakim Grześ i Madzia biją się przy pomocy wszystkich dostępnych pod ręką przedmiotów, a później grzecznie godzą i bawią dalej, poszturchując nawzajem tylko od czasu do czasu. Panie przydały się również do wczesnego odkrycia muzycznego talentu w przypadku ich obojga. Po sielance nastąpił okres, kiedy to rodzice chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze, więc młody panicz Hermann wylądował pod kompleksową opieką psychicznie chorych zakonnic z jakiejś dzikiej szkoły dla niewidomych z internatem. Co z kolei doprowadziło do fali załamań nerwowych, dzikich histerii, zaskakująco celnych ciosów wymierzanych wspomnianym już zakonnicom i innych oznak tego, że decyzja była naprawdę bardzo kiepska. Grześ dorobił się w tym wspaniałym miejscu aż jednego kolegi, którego nie objęła zrodzona wśród łez, torsji i wrzasków pogarda dla całej wesołej kompanii wraz z przyległościami, która zresztą nie wyszła na jaw tak wcale od razu, bo główny zainteresowany był zajęty cieszeniem się z przeniesienia do normalnej szkoły dla normalnych gówniarzy. I tak płynęły lata w szkole muzycznej i tych wszystkich innych placówkach oświatowych, Grześ po drodze przeleciał koleżankę z klasy w wieku lat czternastu, później na tapetę weszły inne koleżanki zewsząd i nagle tę sielankę przerwała informacja o chorobie pana taty, kiedy razem z Magdą zbliżali się powoli do osiemnastki. Niniejszym zaczął się ogólny pieprznik, który swoim zasięgiem objął całą rodzinę, pokrzyżował sporo planów wszystkim jej członkom i generalnie przyniósł ze sobą całą masę niepożądanych wydarzeń i spraw. Żegnali się wszyscy przynajmniej parę razy, w tym raz tak już na serio i ostatecznie, bo podobno miała być kwestia godzin, ale i tym razem pan tata się wywinął i po dwóch latach całkiem doszedł do siebie, a kamienie z serca całej rodziny posypały się gromko. Po drodze pojawiła się jeszcze Oliwia. Chciałby sobie powiedzieć, że łatwo przyszło, łatwo poszło i życzymy szczęścia na dalszej drodze życia, jednak tak zdecydowanie nie jest. Przez półtora roku było cudownie, później powiedzieli sobie o wiele za dużo i jakoś oboje nie potrafią ogarnąć, o co tak naprawdę z nimi chodzi. Oficjalnie się nienawidzą i nie chcą się znać, nieoficjalnie... Grześ nie ma pojęcia tak naprawdę, co mu tam siedzi w pustym łbie w tej kwestii. Ale nie jest tak, jak powinno być, żeby świat pozostał w równowadze i nie chwiał się niebezpiecznie na wszystkie strony, co zazwyczaj robi, kiedy zainteresowany przypadkiem zacznie myśleć o Nich.
Charakter
Miej wyjebane, a będzie ci dane. Grześ teoretycznie i idąc tropem pierwszego wrażenia posiada same wady. Jest rozpieszczoną attention whore, pławi się namiętnie we własnej cudowności, przedstawia postawę roszczeniową, nie ma serca i litości. Współczucia też u niego nie uiścisz, podobnie ze zrozumieniem dla odmienności opinii i myśli. Jeśli dodać do tego hałaśliwość, umiłowanie luksusu i tendencję do wytykania wszystkim dookoła ich błędów, klaruje nam się obraz człowieka, z którym nie chce się mieć wiele do czynienia. Na tyle bardzo, że zamiast zmieniać go na siłę i tłumaczyć, jaki to jest strasznie okropnie-okrutny, po prostu obchodzi się grzecznie delikwenta szerokim kołem i prosi wszystkie znane sobie bóstwa o możliwość uniknięcia kolejnego spotkania. Może i to częściowo prawda... Okej, to stuprocentowa prawda, ale jednak nie cała. Bo Grześ oprócz posiadania miliona wad, które czynią z niego stworzenie, z którym nie da się wytrzymać przez dłużej niż dwie sekundy, ma również zalety. Wszyscy w szoku, ale tak właśnie jest. Nie tylko otaczającym go ludziom stawia wysokie wymagania, sobie również. Jest diabelsko ambitny i zdeterminowany, a wszystkich dookoła wkurwia tym, że nikomu nic nie chce udowadniać, robi to tylko i wyłącznie dla siebie. Do swojej muzycznej pasji ma złotą cierpliwość i nie ma na świecie takiej siły, która byłaby w stanie oderwać go od ćwiczenia, kiedy się na coś uprze. A uparty, to on zdecydowanie jest, podobnie zresztą jak ukochana siostra. Grzesia bardzo ciężko zniechęcić, a obudzenie w nim entuzjazmu nie jest wcale takie trudne, jeśli się tylko znajdzie sposób na naszego zatwardziałego kpiarza. Opinia innych ludzi obchodzi go tylko w momencie, kiedy dotyczy jego muzycznego talentu i kunsztu, ma w głębokim poważaniu to, że jakiś Ziemianin uważa, że oto wspaniale pokonuje swoje ograniczenia i jest cudownym wzorem do naśladowania, a inny Ziemianin jest przekonany o istnieniu jego drugiej twarzy, która okazuje się być twarzą skrajnie nieszczęśliwego człowieka, co to musi sobie poudawać narcyza, żeby poczuć się lepiej i dzisiaj jeszcze nie popełniać samobójstwa. Cool story, bro, tell it again. Oprócz tego - Grześ potrafi wykrzesać z siebie uczucia wyższe i nie myśleć o kobietach jako dupach i cyckach, którym w ramach błędu przy tworzeniu wszczepiono jednak mózgi. Lepiej mieć w nim przyjaciela, niż wroga. W pierwszym przypadku przemienia się w absolutnego Misia Grzesia i można mu spokojnie wejść na głowę, a następnie rozgościć się tam i zamieszkać. W normalnych kontaktach międzyludzkich? inteligentny, z dystansem do siebie i poczuciem humoru, tylko odrobinę uszczypliwy. Da się z nim żyć, chociaż ciężko w to uwierzyć.
Studia
Od kiedy Grzesiowy talent został dostrzeżony, a on rozpoczął naukę gry na skrzypcach i rok później - fortepianie, nie było wątpliwości, że w tej kwestii będzie profesjonalistą. Potwierdziły to lata nauki w szkole muzycznej, kiedy to świetny słuch okazywał się być słuchem niemalże absolutnym. Coś za coś, prawda? Na egzaminach wstępnych uzyskał maksymalny wynik i swoim starym zwyczajem zmiótł konkurencję. To równie dobrze mogłaby być uczelnia w Berlinie, czy Nowym Jorku, jednak nie chciał wyjeżdżać z Polski ze względu na rodzinę, która była wtedy w kiepskim momencie. I zdecydowanie nie żałuje. Świetna atmosfera, niekończący się zapał i cudowni ludzie.
Kompozycja jest kontynuacją tematu, proste i nieskomplikowane.
Wcześniej studiował przez trzy lata (zaocznie z braku kilku dodatkowych godzin w dobie) filologię klasyczną, kończąc ją obroną licencjatu z zakresu językoznawstwa. Na początku nie było to nic porywającego, jednak później wkręcił się w wir grek, łacin, Homerów i Cyceronów. Miło wspomina, fajna rozrywka, jednak nie wiązał z tym tematem swojej przyszłości, pęd do wiedzy zwyciężył, a te trzy lata nie okazały się zmarnowanymi.
Rodzina
Rodzina duża i kochająca się wzajemnie bezgranicznie, chociaż ustawicznie wybuchają w niej dzikie awantury, które w dziewięćdziesięciu procentach dotyczą jedynie chwilowego spięcia pomiędzy dowolnymi elementami piątki dzieci, z których trójka to już mniej lub bardziej dorośli ludzie i podobno powinni się zachowywać odpowiednio do wieku, ale coś im nie wychodzi. To jednak nie zmienia faktu, że cała rodzina trzyma ze sobą i nie puszcza, kultywując polsko-niemieckie tradycje i co rusz przekonując się, że stanowi jednak nierozerwalną całość i byłoby jej ciężko funkcjonować bez któregokolwiek z elementów.
Rodzice - Katarzyna (41) i Franz (47) - główni winowajcy tego, że Grześ jest jaki jest, w końcu ktoś go musiał rozpieścić i przesadzić z powtarzaniem mu, że jest cudowny i najlepszy z najlepszych. A może to wrodzone...? Nieważne. Ważne za to, że rodzice są wspaniali, a swoim dzieciom do zaoferowania mają nie tylko pieniądze, chociaż tych nigdy nie brakowało i istnieje niewielka szansa, żeby kiedykolwiek zabrakło. Grześ od zawsze był synkiem mamusi i tak też zostało, ale z ojcem również ma dobry kontakt. W tej rodzinie w sumie wszyscy mają ze sobą dobry kontakt, może pomijając chwilowo chcącą opuścić jej grono zbuntowaną szesnastolatkę.
Madzia (23) - najukochańsza młodsza siostra bliźniaczka, którą Grześ jednocześnie ma ochotę zamordować ze szczególnym okrucieństwem i mocno przytulić za bycie cudownym stworzeniem. Mordowanie podczas przytulania i przytulanie po zamordowaniu nie wchodzi jednak w grę. Parę ładnych lat wstecz mieli ciężki okres, który zaowocował niezliczonymi atakami furii, dzikimi wrzaskami przynajmniej pięć razy dziennie, fochami, pretensjami, siniakami i dwoma wizytami na pogotowiu, kiedy to w dzikiej bijatyce uszkodzili się jednak zbyt mocno. A to wszystko po to, żeby jednak zauważyli, że żyć bez siebie nie mogą. Do tego jeszcze rozumieją się bez słów.
Roksana (18) - dobra dusza, która pisze wiersze, wszystkich kocha i najchętniej cały świat przytuliłaby do serducha. Urocza i nikomu krzywy nie robi swoim istnieniem, ale Grzesia doprowadza do apopleksji swoją eterycznością i zwiewnością. Roksana nie krzyczy, nie robi problemów i nie zwraca na siebie uwagi, ale jej pełne zrozumienie dla wszystkiego i wszystkich, wywołuje u starszej dwójki atak zgrzytania zębami.
Jowita (16) - zbuntowane, wycinające w dżinsach Armaniego dziury nożyczkami i wyprowadzające się średnio raz na trzy dni stworzenie, z którym chwilowo ciężko żyć pod jednym dachem i nie skończyć w renomowanej klinice psychiatrycznej. Grzesiowi się to udaje, bo podobnie jak Jowa upodobał sobie chodzenie własnymi ścieżkami. To i nieużywanie sformułowania 'masz dopiero szesnaście lat!' wystarczy, żeby współpraca układała im się całkiem nieźle, kiedy już mają okazję pobyć ze sobą dłużej niż pięć minut.
Andreas (7) - dlaczego akurat Andreas, milczy Tacyt, jednak rodzice poszukując odpowiedniego niemieckiego imienia mogli jednak postawić na Johanna, Christopha czy Gottfrieda, a tak to biedny Andreas będzie się męczył całe życie z pedalskim imieniem. Andreas to urocze, rozchichotane chłopię, które biega w kółko, pozbywając się energii, dostarczanej przez ADHD. Co z tego, że nie może się skupić i robi milion rzeczy na raz, wszyscy i tak go kochają, Grześ nie jest wyjątkiem.
Zainteresowania
MUZYKA. Muzyka towarzyszyła Grzesiowi od zawsze i tak przyzwyczaił się do życia wśród dźwięków fortepianu, skrzypiec, fletu, saksofonu, gitary, czy któregokolwiek innego instrumentu, że nie wyobraża sobie, że kiedykolwiek mogłoby nie towarzyszyć jego codzienności w formie czynnej i biernej. W każdej formie. Jednak jego muzyka to przecież nie tylko Chopin i Mozart, również dobry jazz, polski rock, po trochu z każdej znanej ludzkości odmiany metalu i wszystko, co aktualnie wpadnie mu w ręce i nadaje się do słuchania. Właściwie jedyna niestrawialna dla naszego Grzegorza forma wydawania dźwięków w muzyce to operowy i quasi-operowy śpiew. Akompaniując na pierwszym roku operowym wyjcom, cyklicznie zmieniał kolor z zielonego na fioletowy.
A oprócz grania? Tańczy, śpiewa, odmienia przez przypadki w grece. Od zamierzchłych czasów tańczył w zespole Mazowsze, dziarsko podskakując w tych wszystkich krakowiakach i oberkach. Do tej pory lubi ruszyć zad na jakikolwiek parkiet.
Śpiewa wciąż, z kolegami z uczelni i spoza uczelni, tworząc przy okazji miły wizualnie i dźwiękowo zespół, który od czasu do czasu pojawia się we wrocławskich klubach, maltretując coraz to nowe gatunki i utwory, czasami nawet panowie pokuszą się o wykonanie jakieś własnej piosenki, chociaż żaden z nich nie ma ambicji czynienia z ich bandy grupy światowej sławy. Po prostu lubią sobie pobrzdąkać w zadymionych lokalach i pouwzewnętrzniać się artystycznie.
Z kwestii nieartystycznych, Grześ uwielbia uczyć się języków i historii, pewnie dlatego, że akurat te kwestie jest w stanie opanować bez najmniejszego problemu i w ekspresowym tempie. Sam w sobie jest dwujęzyczny, bo w domu mówiło się po polsku i niemiecku, do tego doszło jeszcze kilka innych języków. Chętnie pobiegałby sobie na jakiś kolejny kurs, na przykład norweskiego, czy innego fińskiego, ale woli ten czas po studencku przeznaczyć na piwo i obijanie się przez komputerem, skoro i tak niewiele dnia zostaje mu po zajęciach i fortepianie. Z łaciny nieprzerwanie zagina swoją wykładowczynię na prawie, doprowadzając ją tym do białej gorączki.
Pływa sobie dwa razy w tygodniu bladym świtem, żeby nie zdziadzieć i usunąć z siebie część nadmiaru energii. Lubi to bardzo.
Grzesia interesuje milion różnych rzeczy i wiecznie musi mieć jakieś zajęcie. Spośród jego zainteresowań na pewno można wyłączyć malarstwo, chirurgię, pokera i łucznictwo, to tak. Nic innego nie jest pewne.
Ciekawostki
* Ma kilka kolczyków i tatuaży. Wierzy szczerze, że zamiast fragmentu partytury ulubionego utworu Mozarta nie ma na lewym boku napisu supermarket po chińsku, chociaż wszystko możliwe, bo pilnowała procederu wykonywania tego dzieła mama Kasia.
* Naukę w szkole muzycznej zaczynał od skrzypiec, dopiero później w ramach dobrowolnego przymusu fortepian stał się jego głównym instrumentem i bardzo dobrze się stało.
* Od czasu do czasu miewa klasterowe bóle głowy i wtedy nocą ciemną ma ochotę wyrwać sobie czaszkę razem z kręgosłupem, a później zjeść swój rdzeń kręgowy.
* W jednej z ostatnich bójek pomiędzy nim a Magdą złamał jej nos, zapewne w rewanżu za jego rozbitą o biurko głowę, po którym to wydarzeniu została mu nad prawą brwią ledwo widoczna, kilkucentymetrowa blizna. Ach, ci piętnastolatkowie.
* Dziewięćdziesiąt procent jego garderoby stanowią eleganckie ciuchy, które uwielbia. Nawet po bułki najchętniej chodziłby w garniturze, gdyby to nie było żałosne.
* Trwają intensywne dyskusje, czy jego zdiagnozowany Zespół Aspergera faktycznie nim jest, czy Grześ po prostu tak ma. Raczej to drugie, zwłaszcza że tak miał w czasach, kiedy jeszcze nie zmienił się w chama, więc teraz ta rozmowa i tak nie ma sensu.
* Dla towarzystwa Cygan dał się powiesić, a Grześ dla towarzystwa chodzi regularnie do kina i na kręgle, co sprawia mu wybitnie wielką frajdę. Do zaprzyjaźnionej bawialni przestali ich bandę wpuszczać, niestety, nic poza grą na fortepianie i seksem nie mogło dorównać kąpieli w basenie w kulkami.
* Nie znosi dzieci. Jednym tolerowanym przez niego dzieckiem jest Andreas.
Orientacja: hetero
Religia: mozartyzm i lisztyzm jako odłamy fortepianizmu
Johnny DeppMłodość, wolność, beztroska. WrocLove.